Sunday, August 19, 2007

Medialna nagonka na księdza Jankowskiego

Medialna nagonka na księdza Jankowskiego

28-29 sierpień 2004



Po kilku tygodniach trwania obrzydliwej nagonki medialnej na księdza prałata Henryka Jankowskiego coraz wyraźniej widać całą perfidię jej inicjatorów. Wychodzi na jaw, jakich podstępów użyli, by przyczemić oszczerstwami obraz księdza prałata w opinii publicznej, bez skrupułów sięgając do najskrajniejszych fałszów i pomówień. Już teraz można uznać, że cała sprawa zostawi ogromnie hańbiący ślad na obrazie polskich mediów i nie przyniesie chluby polskiej prokuraturze. Kompromituje również polskie społeczeństwo, w którym tak wiele wpływowych osób pozostało biernych wobec ewidentnych niegodziwości, jakie zastosowano wobec schorowanego 68-letniego duchownego, tak zasłużonego dla Polski. Przyjrzyjmy się więc bliżej kulisom nagonki, a zwłaszcza działaniom mediów i „dziwnym" zachowaniom prokuratury, przypuszczalnym celom i skutkom nagonki.


Kulisy nagonki

Cała sprawa wygląda na dobrze zaplanowaną i wyreżyserowaną, choć grubymi nićmi szytą, prowokację. Poprzednio parokrotnie spełzły na niczym próby usunięcia księdza prałata Henryka Jankowskiego z bazyliki św. Brygidy pod zarzutami rzekomego antysemityzmu i ksenofobii. Tym razem postanowiono więc posłużyć się nową modną bronią oskarżeniami o rzekomą pedofilię. Zmasowany koncentryczny atak w licznych mediach (szczególny prym „Gazety Wyborczej", „Dziennika Bałtyckiego" i „Faktu") miał doprowadzić do przekonania jak największej liczby ludzi o rzekomej winie księdza tak gromko i publicznie, oskarżanego.
Przypomnijmy, że całe śledztwo przeciwko ks. Jankowskiemu rozpoczęto w gdańskiej prokuraturze po skardze niejakiej Marii R., matki ministranta Sławomira R., która oskarżyła ks. Jankowskiego o rzekome molestowanie jej syna. I to wystarczyło do rozpoczęcia śledztwa, świadomie, maksymalnie nagłośnionego w lewicowych mediach z pomocą tendencyjnych „przecieków" z prokuratury. Według samej „Wyborczej" (z 12 sierpnia 2004 r.), składająca donos na księdza prałata Maria R. przyznała: „Dowodów żadnych nie mam" (podkr. - J.R.N.). Dodajmy, że autorkę donosu na ks. Jankowskiego panią R. trudno było uznać za obiektywnego świadka. Kiedyś przez pewien czas pracowała u niego jako sprzątaczka, ale w końcu została zwolniona. Miała, łagodnie mówiąc, nienajlepsze stosunki z innymi pracownikami księdza prałata, zwłaszcza z zaufanym księdza z najgorszych czasów doby Jaruzelskiego p. Wojciechem K., który wyrażał się o niej w bardzo ostrych słowach. Sam syn pani R. Sławek R. zdecydowanie odciął się w liście do księdza arcybiskupa od pomówień pod adresem księdza prałata wypowiedzianych przez jego matkę. Mimo to wysunięte przez Marię R. oskarżenia bez dowodów wystarczyły do rozpoczęcia niezwykle agresywnej publicznej nagonki przeciw zasłużonemu gdańskiemu duchownemu, wyrządzenia mu niepowetowanych strat moralnych. O to jednak głównie chodziło zmasowanym atakiem insynuacji i fałszów w dziesiątkach gazet, stacji telewizyjnych i radiowych chciano „dobić" niewygodnego księdza tak zasłużonego dla obrony polskości.


Kompletny brak dowodów „winy"

Po kilku tygodniach zajadłych ataków medialnych z góry przesądzających rzekomą „winę" ks. Jankowskiego media musiały wycofać się z publicznie i gromko rzucanych oskarżeń, zastępując je zarzutami o „błędy wychowawcę". Nawet w tak agresywnej wobec ks. Jankowskiego „Wyborczej" (z 23 sierpnia 2004 r.) przyznano, iż: „Prokuratura ocenia, że nie zebrała materiału umożliwiającego postawienie zarzutu molestowania".
W innym tekście „Gazety" (z 9 sierpnia 2004 r.) Jan Turnau otwarcie przyznał, że w sprawie ks. H. Jankowskiego „nie ma żadnych dowodów". Przesłuchiwany jako rzekoma ofiara molestowania były ministrant Sławek R. stanowczo zaprzeczył wszelkim pomówieniom. Według „Rzeczpospolitej" z 20 sierpnia br., prokuratura „nie dysponuje dowodami, które pozwoliłyby postawić księdzu zarzuty pedofilii".
Żadne z lewicowych mediów nie zdobyło się jednak na przeproszenie księdza prałata Jankowskiego za publicznie wyrządzone mu szkody moralne, pomówienia i zniesławienie.
Postawę mediów publicznych scharakteryzował ks. abp gdański Tadeusz Godowski, mówiąc do dziennikarzy na temat sprawy księdza prałata Jankowskiego m.in.: „Państwo macie doświadczenia niedobre, że już w pierwszym dniu mówiliście o najdramatyczniejszych sprawach, tymczasem po trzech tygodniach trochę złagodniały relacje prasowe (...). Po pierwszym dniu wydawało się, że zostanie skazany i niemalże uwięziony, a potem zaczęto się wycofywać z tego (...)" (wg „Dziennika Bałtyckiego" z 21 sierpnia 2004 r.).
Zamiast jednak przeprosić za oszczerstwa sięgnięto po kolejne kalumnie.
Kiedy spełzły na niczym haniebne ataki medialne na ks. Jankowskiego o rzekomą pedofilię z braku jakichkolwiek dowodów wymyślono nowy typ zarzutu. Księdza Jankowskiego oskarżono o rzekome, też nieudowodnione, błędy pedagogiczne, nadmierną hojność wobec ministrantów, która ich „demoralizowała". Jak pisze Marian Miszalski w „Najwyższym Czasie!" z 28 sierpnia 2004 r.: „(...) w końcu z medialnego oskarżenia nie pozostało już nic, jak tylko pomówienie o «libację na plebanii». No tak, libacja... ale może tylko przyjęcie imieninowe albo urodzinowe? A czy przyjęcia są w Polsce naganne lub zakazane gdyby libacje były zakazane, trzeba by ukarać chyba cały establishment polityczny z prezydentem Kwaśniewskim jako niepoprawnym recydywistą...".
W tym samym numerze „Najwyższego Czasu!" red. Stanisław Michalkiewicz komentował: „Krótko mówiąc, po 51 latach mamy do czynienia z próbą powrotu do sytuacji wytworzonej przez dekret o obsadzaniu stanowisk kościelnych, tyle że z próbą groteskową. Starszy Szechter w czasach dobrego fartu bez ceregieli skazałby księdza Jankowskiego na karę śmierci, jak nie za to, to za tamto. Młodszy Szechter, który w swoim czasie leżał plackiem przed księdzem Jankowskim, żeby tylko ochrzcił mu syna, już tylko szczuje swoich oficerów frontu ideologicznego, a oni raz kłapią dziobem, że ks. Jankowski «molestuje», potem że wprawdzie nie «molestuje», ale «demoralizuje», bo «daje pieniądze» (...)".

"Dziennik Bałtycki" w awangardzie tropicieli
Jest rzeczą szczególnie wymowną, że wyjątkowo dużą rolę w tropieniu i wymyślaniu „win" księdza prałata odgrywa (poza „Wyborczą") „Dziennik Bałtycki", gazeta należąca do niemieckich właścicieli. Ksiądz prałat Jankowski, tak zasłużony obrońca polskości i krytyk Unii Europejskiej, nieprzypadkowo znalazł szczególnie zajadłych wrogów w gazecie znajdującej się w niemieckich rękach. To tam właśnie wysuwano najgorsze pomówienia pod adresem księdza prałata o rzekomą „pedofilię". To tam wciąż rozważa się rozmaite scenariusze jego usunięcia, zapowiada, że ksiądz prałat może utracić parafię („Dziennik Bałtycki" z 19 sierpnia 2004 r.).

Dość szczególni „śledczy" redaktorzy tej gazety starają się dopadać ministrantów ks. Jankowskiego, by uzyskać od nich jakikolwiek dowód winy słynnego duchownego. Ta „śledcza" nadgorliwość nie przyniosła jednak efektów. Najlepiej świadczy o tym przytoczony w „Dzienniku Bałtyckim" z 23 sierpnia 2004 r. tekst rozmowy z 14-letnim ministrantem Adrianem. 14-letni chłopak stanowczo odrzucił wszelkie nagabywania o rzekome „molestowania" czy libacje na plebanii, odpowiadając na pytanie: „Co sądzicie o sprawach opisywanych przez media?": „To jest bzdura kompletna, w którą nikt nie wierzy. Nagonka wymyślona przez «Dziennik Bałtycki» niemiecki [podczas rozmowy „Dziennik" za każdym razem opatrywany był tym określeniem]. Fortyfikacje księdza padają, ale my będziemy jego murem obronnym".


Media zdominowane przez „ludzi bez sumienia"
Przebieg kilkutygodniowej nagonki przeciw księdzu Jankowskiemu pokazał, jak chore, wręcz patologiczne, stosunki dominują w większości polskich mediów. Dziesiątki tytułów prasowych, radiowych i telewizyjnych licytowały się w pomówieniach pod adresem „krnąbrnego" prałata, chcąc swym zmasowanym atakiem doprowadzić do jego śmierci cywilnej. Atak był tym bardziej bezkarny, iż atakując w dziesiątkach mediów naraz, wiedziano, że prałat nie będzie mógł się przeciwstawić tak zmasowanej napaści. Liczono przy tym, że obrzucając kapłana równocześnie w tak wielu miejscach błotem, doprowadzi się do tego, że wiele z tych oszczerstw przylgnie do obrazu duchownego. Atakujący czuli się jeszcze bardziej bezkarni, wiedząc o powolności działania sądów polskich w sprawach o zniesławienie. Zwłaszcza gdy ofiarami pomówień są osoby ze środowisk chrześcijańskich i patriotycznych. Dochodziło i dochodzi do obrzydliwych wręcz wybryków ze strony oszczerców.

Szczególnie podłym atakiem „popisało się" dziko antyreligijne, szmatławe czasopismo „Fakty i Mity". Zamieszczono tam tekst atakujący księdza prałata Jankowskiego jako rzekomego byłego agenta SB. Występowanie z takim obrzydliwym pomówieniem przeciwko kapelanowi „Solidarności", który z taką odwagą po tylekroć przeciwstawiał się esbeckim metodom i narażał na kolejne represje; przeciwko kapłanowi, który był jednym z duchownych najbardziej zagrożonych śmiercią przez „nieznanych" esbeckich sprawców to przekroczenie wszelkich rekordów podłości! Najbardziej plugawe nawet oszczerstwa przeciw księdzu Jankowskiemu nie wywołały jednak głosu sprzeciwu ze strony tak tendencyjnej Rady Etyki Mediów (słusznie przypomniano o tym parę dni temu na łamach „Naszego Dziennika"). Strasznie chore jest społeczeństwo, w którym toleruje się tak podłe nagonki medialne, jak iście orwelowska kampania nienawiści przeciw księdzu prałatowi.

Przebieg kilkutygodniowej nagonki pokazał również kolejny raz, jak chore są nasze „elity". I to nie tylko te lewicowe. Dlaczego w tak jednoznacznej sprawie publicznego zaszczuwania ofiary nagonki bez żadnych dowodów winy nie doszło do publicznego oświadczenia partii prawicowych, piętnującego podobne praktyki „sądów kapturowych"? Dlaczego dotąd nie było stanowczego potępienia nagonki medialnej ze strony „Solidarności", która tyle zawdzięcza księdzu prałatowi? Nie wystarczą tu osobne, pojedyncze głosy oburzenia jak wystąpienia Anny Walentynowicz czy byłego przewodniczącego „Solidarności" w Stoczni Gdańskiej Alojzego Szablewskiego.


Tendencyjność prokuratury
W medialnej nagonce na księdza prałata Jankowskiego ogromnie „pomogło" zachowanie prowadzącej śledztwo prokuratury gdańskiej, z której dziwnie wyciekały do mediów odpowiednio wyselekcjonowane informacje mające stwarzać niekorzystną ocenę wokół postaci księdza prałata. Czytelnicy „Naszego Dziennika" znają już tę sprawę z drukowanego 25 sierpnia 2004 r. listu prokuratora w stanie spoczynku Leszka Lackorzyńskiego. Jest to świadectwo bardzo miarodajne i kompetentne.
Przypomnijmy tu, że L Lackorzyński był przez lata prokuratorem okręgowym w Gdańsku, był również senatorem RP i jest uważany za jednego z najlepszych prawników polskich. W swym liście wystosowanym 17 sierpnia 2004 r. do prokuratora apelacyjnego w Gdańsku p. Janusza Kaczmarka pisał o niedopuszczalnych faktach „przekazywania nierzetelnym dziennikarzom wybranych w sposób tendencyjny fragmentów ustaleń śledczych". Fragmenty te były potem odpowiednio nagłaśniane przeciw ks. Jankowskiemu przez wrogich mu dziennikarzy.

W tym samym czasie, gdy do prasy ciągle dochodziły odpowiednio wyselekcjonowane przecieki na temat ks. Jankowskiego, wyraźnie utrudniono mu możliwość obrony. Ksiądz prałat H. Jankowski ustanowił dwóch pełnomocników, którym prokuratura okręgowa odmówiła prawa uczestnictwa w charakterze pełnomocników księdza. To utrudnia, a nawet wręcz uniemożliwia merytoryczną obronę prawnie chronionych interesów duchownego. Dlatego że zarówno ksiądz, jak i jego adwokaci z opóźnieniem i wyłącznie z mediów dowiadują się o kolejnych podnoszonych zarzutach.


Bezprawna rewizja
Prokurator w stanie spoczynku L. Lackorzyński pisał w swym liście do prokuratora apelacyjnego również o zakrojonej na szeroką skalę rewizji na plebanii u ks. Jankowskiego, stwierdzając: „według mojej oceny, samo przeszukanie plebanii nastąpiło z naruszeniem zasad postępowania karnego, kiedy ksiądz Jankowski nie był i po upływie już trzech tygodni od przeszukania, nadal nie jest podejrzanym". Przypomnijmy, że rewizję na plebanii przeprowadzono z udziałem aż pięciu policjantów i dwóch prokuratorów. Publicysta „Niedzieli", były poseł AWS, Czesław Ryszka tak pisał w częstochowskim tygodniku (nr z 22 sierpnia) o przebiegu i skutkach tej rewizji: „Nie oszczędzono niczego, szukano po wszystkich sutannach i ubraniach, zabrano księdzu notesy osobistych kontaktów, 487 kaset religijnych, komputery, faks, listy, z sejfu, rachunki (...)". I tych wszystkich działań dopuszczono się w sytuacji, gdy nie było żadnych, ale to żadnych dowodów w „sprawie" księdza Jankowskiego.

Zapytajmy, co miało wspólnego np. zabieranie rachunków z oskarżeniami o domniemane molestowanie. Wiele osób uważa, że w czasie rewizji faktycznie chodziło raczej o szukanie „haków" finansowych i innych na księdza plebana. Felietonista „Niedzieli" Czesław Ryszka pisał w cytowanym już wyżej artykule: „Jakże wygodne dla lewicowej władzy stały się oskarżenia o molestowanie przy okazji dotarto do wszystkich dokumentów księdza: adresów, rachunków i planów. Będzie go można teraz szantażować i oskarżać już nie w sądzie, ale w wydziałach skarbowych".


Wątpliwości co do prokuratora
List prokuratora w stanie spoczynku L. Lackorzyńskiego do prokuratora apelacyjnego J. Kaczmarka po raz pierwszy ujawnił szokujący fakt co do osoby prokuratora zajmującego się działaniami wobec ks. Jankowskiego. Okazało się, że stawianiem zarzutów wobec ks. prałata zajmuje się prokurator, który jest synem szefa SB w swoim czasie prześladującego opozycję demokratyczną, w tym ks. Jankowskiego. Jak pisał Lackorzyński: .Z przykrością zauważam, że w okresie stanu wojennego i następujących po nim latach walki z opozycją demokratyczną, przy użyciu przecież środków nie zawsze zgodnych z prawem, kierujący w Gdańsku służbą bezpieczeństwa pułkownik Paszkiewicz nie zdecydował się na spektakl w postaci przeszukania plebanii i dokonania zatrzymań. Widać był mądrzejszy od swego syna, prokuratora Ryszarda Paszkiewicza, nadzorującego to specyficznie prowadzone śledztwo".

Nawet „Gazeta Wyborcza" z 24 sierpnia 2004 r. przyznała, że dobór takiej akurat osoby, jak prokurator Paszkiewicz, może przyczynić się do wzbudzenia wątpliwości co do obiektywizmu działań w całej sprawie. Jak pisano w „Wyborczej": „Śledztwo w sprawie pedofilii nadzorowane jest przez zastępcę prokuratora okręgowego w Gdańsku Ryszarda Paszkiewicza. Jego ojciec był zastępcą szefa gdańskiej Służby Bezpieczeństwa i w latach 80. miał pieczę nad działaniami podejmowanymi m.in. przeciwko ks. Jankowskiemu. To oczywiście byłoby absurdalne skojarzenie, na zasadzie: syn kończy to, co zaczął ojciec mówią gdańscy prokuratorzy. Ale już mało kto ma wątpliwości, że w razie niekorzystnego dla księdza Jankowskiego obrotu sprawy ten argument zostanie wykorzystany przez zwolenników prałata. I znajdzie odzew".
Podniesione po raz pierwszy przez L. Lackorzyńskiego zarzuty co do osoby prokuratora Ryszarda Paszkiewicza jako syna szefa gdańskiego SB przyniosły w końcu skutek. Jak pisano w „Rzeczpospolitej" z 25 sierpnia 2004 r., właśnie z tego powodu z „obawy przed polityczną awanturą" zdecydowano się na przeniesienie śledztwa w sprawie ks. H. Jankowskiego z prokuratury gdańskiej do prokuratury w Elblągu. Ta sama „Rzeczpospolita" poinformowała również, że ks. Jankowski złożył zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez gdańskich prokuratorów i sędziów, którzy jego zdaniem przekazywali informacje ze śledztwa mediom. Tę sprawę bada także prokuratura w Elblągu.


„Wyborcza" dyktuje Kościołowi!
18 sierpnia 2004 r. doszło do szczególnie skandalicznego wybryku „Wyborczej". Dziennikarze tej gazety wystąpili z otwartą próbą mieszania się w sprawy wewnątrzkościelne. W tekście zatytułowanym „Odejdź, prałacie" zażądali, by jak najszybciej usunięto księdza prałata Jankowskiego z bazyliki św. Brygidy. Była to rzecz rzeczywiście iście bez precedensu w ostatnich latach. Naczelny „GW", ateista Adam Michnik chciałby oto oddziaływać na obsadę stanowisk kościelnych, bezczelnie ingerując medialnie w takich sprawach. Grubiańskie mieszanie się zdominowanej przez ateistów „Gazety Wyborczej" do życia organizacyjnego Kościoła katolickiego zostało w środowiskach katolickich potraktowane jako wyjątkowo nietaktowny wybryk.

Jako pierwszy z ostrą krytyką ingerencji „GW" wystąpił ojciec Tadeusz Rydzyk w jednej z nocnych audycji Radia Maryja. Potem przyszła kolej na bardzo krytyczne oceny ingerencji „GW" w pismach chrześcijańsko-patriotycznych, począwszy od „Naszego Dziennika". Tym razem „Gazeta Wyborca" aż nadto obnażyła swe intencje do dyktowania Kościołowi różnych rozwiązań, wywołując zażenowanie nawet u ludzi najbardziej pobłażliwych dla gazety Michnika.

W najostrzejszej chyba formie zareagowano na mieszanie się redaktorów „Wyborczej" do wyłącznych spraw Kościoła w tekstach publikowanych na łamach „Najwyższego Czasu!" z 28 sierpnia 2004 r. Już na wstępie numeru w przeglądzie prasy pisano: „A tymczasem opiniotwórcze środowiska żydowskie aspirują do kształtowania polityki kadrowej Kościoła katolickiego. Trudno bowiem inaczej zinterpretować tytuł wyeksponowany na pierwszej stronie «Gazety Wyborczej*: «Odejdź, prałacie*. Tekst artykułu jest utrzymany w podobnej tonacji (...)". Red. M, Miszalski pisał: „Kosztem ks. Jankowskiego chce też sobie najwyraźniej poprawić reputację red. Michnik z «Gazetą Wyborczą*. Domaga się zatem odwołania go z parafii. Czyżby Michnikowi mało było redaktorowania, czyżby marzyła mu się funkcja biskupa? No niechby i «biskupa świeckiego*, «biskupa-inaczej»?".

W komentarzu red. S. Michalkiewicza czytamy z kolei: „Nie da się wszelako ukryć, że młodszy Szechter, któremu najwyraźniej od własnej propagandy przewróciło się w głowie, naprawdę marzy o rządzie dusz w Polsce, w ramach Kościoła św. Judasza (...). Jakże inaczej tłumaczyć jego kategoryczne rozkazy (...). Czego nie udało się Ochabowi, to uda się Szechterowi?".
Presja „Gazety Wyborczej" na rzecz usunięcia księdza prałata ze św. Brygidy to tylko kolejna z tak licznych prób ingerowania gazety Michnika w sprawy organizacyjne Kościoła katolickiego. Jakże konsekwentna jest „Wyborca" w ciągłych próbach podważania jedności Kościoła, ustawianego dzielenia duchownych polskich na tych „lepszych.", bo nowocześniejszych i tych „gorszych", bo konserwatywnych. Przypomnijmy tu, z jakim poirytowaniem zareagowano w „Wyborczej" na wybór tak „niepoprawnego politycznie" z punktu widzenia gazety Michnika ks. abp. Józefa Michalika na przewodniczącego Episkopatu. Właśnie niedawno kolejny raz zaatakowano ks. abp. J. Michalika w „Wyborczej" z 13 sierpnia 2004 r. w tekście Jana Turnau pod wymownym tytułem „Kościół pokornieje".
Z perspektywy ogromnej popularności, jaką cieszy się ksiądz prałat Jankowski w swej parafii i w ogóle w Gdańsku, widoczniejsza jest perfidia presji „Wyborczej", by usunąć go ze św. Brygidy. Michnik i jego poplecznicy liczą, że ewentualne przyspieszone odejście księdza prałata spowodowałoby zamęt w parafii, a to jest im zawsze na rękę. Miejmy nadzieję, że intrygi wrogów Kościoła spełzną na niczym.
Skomentujmy agresywne wezwania „Gazety Wyborczej" do odejścia ks. Jankowskiego ze św. Brygidy jeszcze jednym wymownym komentarzem Adama Janowskiego z „Głosu" z 28 sierpnia 2004 r.: „Zabrakło jedynie «zarzutu», że ks. Jankowski jest księdzem. Przecież już od dawna powinien zamienić plebanię w dyskotekę, zgromadzony majątek przekazać fundacji pani Kwaśniewskiej, a swoje kazania krasić cytatami z «GW». Wtedy nawet stu niesfornych ministrantów nie popsułoby mu reputacji".


Bilans „win" i zasług ks. Jankowskiego
Zastanówmy się teraz nad tym, jak wygląda „wina" ks. Jankowskiego gdyby nawet udowodniono mu „błędy pedagogiczne", nadmierną hojność osób posługujących na plebanii etc. Zestawić trzeba by było na szalach wagi te „winy" księdza prałata z jego ogromnymi zasługami dla bazyliki św. Brygidy przez kilkadziesiąt lat jej zarządzania, z jego zasługami dla Polski, dla „Solidarności".
Czy atakowane przez „Wyborczą" domniemane „błędy pedagogiczne" ks. Jankowskiego mają wystarczyć do wyegzekwowania na nim wyroku serwowanego przez gazetę Michnika, by zmusić księdza prałata do porzucenia tego, co było dla niego i jest tak wielką sprawą troski o odbudowaną przez niego bazylikę. Czy rzeczywiście znany z niezwykłego dynamizmu i zdolności organizacyjnych ksiądz prałat ma natychmiast przerwać swe działania organizacyjne dla upiększenia bazyliki św. Brygidy? A przede wszystkim przerwać w bazylice budowę bursztynowego ołtarza, który ma szansę stać się najpiękniejszą wizytówką Gdańska? Czy ma zrezygnować z opieki nad zakupionym przez siebie szpitalem, do którego ściąga tyle pomocy od środowisk polonijnych?
Jak słusznie pisał na ten temat Cz. Ryszka w „Niedzieli" z 22 sierpnia 2004 r.: „O ks. Jankowskim pisze się jedynie źle, nikt nie wspomni, że tylko w ostatnich dniach przekazał lekarstwa do gdańskich szpitali z darów Polonii amerykańskiej o wartości 6,5 miliona dolarów. Nie mówi się, że prowadzi 9 szkół, w tym szkołę podstawową, gimnazjum i liceum w Gdańsku i Sopocie, a obecnie przejmuje katolicki szpital Najświętszej Maryi Panny".


Parafianie w obronie ks. Jankowskiego
22 sierpnia miałem możliwość bezpośredniego uczestniczenia we Mszy sw. w bazylice św. Brygidy. Kolejny raz przekonałem się o ogromnej popularności księdza prałata wśród swoich parafian. Msza św. zgromadziła ponad 2000 osób, które niezwykle gorąco powitały oklaskami ks. Jankowskiego już przy pierwszym jego pojawieniu się. Tę gorącą reakcję tłumu zauważono nawet w tak nienawidzącym ks. Jankowskiego „Dzienniku Bałtyckim" z 23 sierpnia 2004 r., anonsując już w tytule tekstu „Owacja w bazylice. Niedzielna suma znów zgromadziła tłumy". Także należący do niemieckiego właściciela i wyspecjalizowany w atakowaniu księdza prałata „Fakt" przyznał, że na Mszę św. przybyło prawie 2000 wiernych („Wyborcza" kłamliwie pisała o kilkuset wiernych).

Wielokrotnie, owacyjnie oklaskiwano fragmenty kazania księdza prałata. Między innymi wtedy gdy powiedział: „Współcześnie jednak jesteśmy często świadkami odchodzenia od prawdy w życiu społecznym. Dzieje się tak w mediach, w parlamencie, w rządzie, w naszych zakładach pracy, domach. Szczególnie niektóre media i dziennikarz, uzurpując sobie prawo do bycia jedynym sprawiedliwym», kalają się kłamstwem, oszustwem i brudnymi insynuacjami, działając często na polecenie swoich redaktorów naczelnych, którzy wykonują polecenia najczęściej niepolskich właścicieli! Realizowany jest program niszczenia wszystkiego, co polskie, niszczenia autorytetów, niszczenia Kościoła i księży, którzy być może jako jedyni wskazują na wynaradawianie polskiego społeczeństwa! (...) Nie powinniśmy być, bezradni na setki kłamstw i oszczerstw, które wsącza się nam poprzez masmedia, aby tylko zohydzić, aby zniszczyć, aby nikt już nie przypominał co to Bóg, Honor i Ojczyzna!".
Parafianie z bazyliki św. Brygidy solidaryzują się z księdzem prałatem Jankowskim, wiedząc, że broniąc go, bronią zarazem swoich praw do prawdziwej wolności ducha, obrony wartości chrześcijańskich i polskości. Znamienne, że najbardziej zdecydowanie występują w obronie księdza prałata ci, którzy go najdłużej znają z jego roli w walce o obronę „Solidarności". Oto jakże typowe wystąpienie w obronie księdza prałata Jankowskiego, podpisane przez kilkadziesiąt osób z Biura Nadzoru Technicznego Stoczni Gdańskiej.

A więc z kolebki „Solidarności", nad którą ks. Jankowski sprawował tak gorliwie pieczę duchową w najtrudniejszych latach. Sygnatariusze listu wystosowanego 9 sierpnia 2004 roku pisali m.in.: „My, pracownicy Stoczni Gdańskiej, jesteśmy oburzeni i wstrząśnięci faktem brutalnej nagonki środków masowego przekazu na księdza Prałata, przy biernej postawie gdańskiej prokuratury, tej samej, która nie dopilnowała sprawy upadłości i sprzedaży Stoczni Gdańskiej SA (...). Cała ta medialna wrzawa jest krzywdzącą dla księdza Prałata. Ksiądz Prałat jest naszym duszpasterzem, jest jedną z najbardziej zasłużonych postaci dla regionu (Honorowy Obywatel Gdańska), jak również dla kraju.

A oto najważniejsze z wielu zasług ks. Prałata:
• jest wielkim patriotą i Polakiem,
• jako kapłan stoczniowców pomagał rodzinom ofiar Grudnia 1970 r.,
• odbudował wraz ze stoczniowcami tak przepiękną Bazylikę Św.Brygidy,
• pomagał i wspierał opozycję przedsierpniową,
• był pierwszym kapłanem, który nas poparł podczas strajku w sierpniu 1980 r„ w maju i sierpniu 1988 r., organizując posługę duszpasterską oraz żywność i inną pomoc dla strajkujących stoczniowców,
• jego parafia w stanie wojennym zawsze była dla nas oraz działaczy opozycji schronieniem,
• był jednym z pierwszych, którzy upomnieli się o godność ludzką, o podmiotowość człowieka pracy, o wolność, o „Solidarność", o demokrację, o to, „żeby Polska była Polską",
• jest i był kapelanem Stoczniowej „Solidarności",
• to jego SB chciała usunąć z parafii, a następnie zabić w ten samsposób, jak zrobiła to z ks. Jerzym Popiełuszko.
• to on w okresie rządów totalitarnych zawsze pomagał internowanymi aresztowanym oraz ich rodzinom,
• zawsze bronił nas i Stoczni Gdańskiej, ostrzegał przed prowokacjami SLD,
• wspierał i wspiera służbę zdrowia oraz oświatę w Gdańsku,
• wspiera i organizuje wiele imprez sportowych i kulturalnych w Gdańsku (...)".

Haniebna kampania oszczerstw przeciw księdzu prałatowi Henrykowi Jankowskiemu nie może pozostać bez ukarania sprawców. Brak reakcji na sterowaną falę pomówień utrwaliłby tylko patologię stanu polskich mediów. Przypomnijmy, że w ostatnich miesiącach ofiarami sfabrykowanych kalumnii stało się wielu cenionych postaci ze środowisk katolickich i patriotycznych. Czas przerwać tę falę oszczerstw.
prof. Jerzy Robert Nowak

No comments: